napisane przez :   Zac Poonen kategorie :   uczniowie
WFTW Body: 

Boża aprobata Jego Syna, Jezusa, gdy miał trzydzieści lat, miała swe uzasadnienie: Jezus wiernie pokonał wszelkie pokusy w ciągu minionych lat. Jego życie było skupione na Ojcu, a nie na sobie samym. Nigdy nie czynił niczego tylko dla siebie (Rz. 15:3). W momencie Jego chrztu, Ojciec wydał o Nim takie świadectwo: "To jest mój Syn umiłowany, w Którym mam upodobanie" a nie "To jest mój Syn umiłowany, Którego pobłogosławiłem". To drugie świadectwo nic by nie znaczyło. To co Bóg powiedział, wyrażało Bożą aprobatę i wiele znaczyło dla Jezusa. Podążanie za Jezusem to poszukiwanie takiego samego świadectwo dla siebie.

Jako dzieci Adama wszyscy rodzimy się egocentrykami. Dorastamy oczekując by wszystko wokół nas nam służyło. Kiedy nawracamy się, spodziewamy się, że Bóg będzie nam służyć i błogosławić na wszelkie możliwe sposoby. Początkowo zwracamy się do Niego oczekując Jego przebaczenia, a następnie poszukujemy Jego uzdrowienia, odpowiedzi na modlitwy, dobrobytu materialnego, zatrudnienia, mieszkania, małżeństwa, itp. Nadal jednak jest możliwe, że kieruje nami nasz egocentryzm, nawet wtedy, gdy jesteśmy głęboko religijni w naszym własnym mniemaniu, jak i w ocenie innych. Bóg staje się tylko kolejną osobą na naszej "orbicie", którą staramy się wykorzystać ile się tylko da. Syn marnotrawny wrócił do domu w celu zdobycia pożywienia a ojciec mimo to go przyjął. Bóg przyjmuje nas nawet wtedy, gdy nasze motywacje są zupełnie egoistyczne. On kocha nas tak bardzo, że przyjmuje nas nawet wtedy, gdy przychodzimy do Niego z egocentryczną motywacją. Jego nadzieja jest jednak taka, że szybko dojrzejemy i zdamy sobie sprawę, że prawdziwa duchowość to udział w Jego naturze, która chętniej daje niż bierze. Jednak większość Bożych dzieci nigdy nie osiąga tego celu. Żyją i umierają w swym egocentrycznym myśleniu. Dla nich liczy się tylko „Moje”, „Mnie” i „Ja” oraz materialne, doczesne błogosławieństwa.

Być dojrzałym to mieć odnowiony umysł tak, że już nie skupiamy się na tym, co możemy uzyskać od Boga, ale raczej na tym co Bóg może uzyskać z naszego ziemskiego życia. To odnowienie umysłu przynosi przemianę (Rz. 12:2). To właśnie kwalifikowało 144 000 do bycia z Barankiem na górze Syjon (Obj. 14). Prawdziwa duchowość to coś więcej niż zwycięstwo nad gniewem, drażliwością, pożądliwymi myślami, miłością pieniądza, itp. To zaprzestanie życia dla siebie samego. To porzucenie naszych własnych dążeń - własnych korzyści, własnych przyjemności, własnej wygody, naszej własnej woli, własnych praw, naszego honoru i nawet naszej własnej "duchowości".

Kiedy uczniowie poprosili Jezusa, aby nauczył ich się modlić, On nauczył ich modlitwy, która nie zawiera słowa „Ja”, „Mnie” lub „Mój” (Łuk. 11:1-4). Uczył nas aby najpierw zabiegać o imię Ojca, o Jego Królestwo i Jego wolę, a następnie troszczyć się o innych wierzących (ich doczesny i duchowy dobrobyt) jak o siebie samych („nas", „nasz", „nam" a nie „ja”, „mi”, „mnie”). Łatwo nauczyć się tej modlitwy na pamięć i powtarzać ją jak papuga. Ale aby prawdziwie pojąć tę lekcję, musimy naprawdę wszystko porzucić i umieścić tron Boga w centrum naszego serca. Prawo, które najczęściej znajdziemy w naszych ziemskich członkach (Rz. 7:22), jeśli jesteśmy szczerzy w samoocenie, to zasada samolubstwa, pożądanie własnej wygody i naszych własnych racji.

Jezus uczył nas by najpierw szukać Królestwa Bożego – co oznacza zdetronizowanie naszego "Ego" i postawienie Boga i Jego spraw w centrum naszego życia. Jezus zostawił komfort nieba aby pełnić wolę Ojca na ziemi. Apostoł Paweł zostawił komfort prowadzenia chrześcijańskiej firmy i luksusowego życia w Tarsie aby być apostołem, znoszącym trudności dla Pana. Każdy jeden z apostołów prowadził ofiarne życie skoncentrowane na Bogu. Oni dali z siebie wszystko dla krzewienia Królestwa Bożego na ziemi, w przeciwieństwie do wielu dzisiejszych "kaznodziejów-turystów".

Świętość, która pozwala nam szukać własnej przyjemności i wygody jest fałszywą świętością - nawet jeśli możemy przezwyciężyć złość i nieczyste myśli. Wielu nie zdaje sobie z tego sprawy i stąd szatan jest w stanie ich oszukać. Wielu chrześcijan podróżuje lub przeprowadza się do innych państw szukając wygody, komfortu i bogactwa. Mogą korzystać z Bożego błogosławieństwa ale nie mają Bożej aprobaty – gdyż nikt nie może służyć Bogu i mamonie, (bogactwu, przyjemności, wygodzie, itp.). Jeśli uważamy, że Boże błogosławieństwo w naszym życiu czy w życiu naszych dzieci jest dowodem na to, że Bóg jest zadowolony z nas, to szatan naprawdę nas oszukał. Boże błogosławieństwo i Boża aprobata to dwie różne rzeczy. Na koniec naszego ziemskiego życia, świadectwo, które winniśmy mieć to świadectw Henocha: "On podobał się Bogu" (Hebr. 11:5). Tylko cztery słowa - ale nikt nie może mieć bardziej potężnego świadectwa ziemskiego życia. Jest to świadectwo Pana Jezusa i apostoła Pawła. Posiadanie jedynie świadectwa, że "zostałeś pobłogosławiony przez Boga" jest nic nie warte, gdyż miliony niewierzących też mają takie świadectwo. Bóg szuka tych, którzy będą szukać Jego aprobaty, a nie tylko Jego błogosławieństwa.